Mów do mnie Panie
Czekałam na ten weekend od dawna. Studia, praca i wiele innych obowiązków sprawiły, że moje życie zaczęło przypominać zbieganie z górki. Jest fajnie do momentu kiedy nogi przestają nadążać za pędem ciała. Wtedy przestaje być zabawnie i albo ma się wrażenie, że zaraz się człowiek przewróci, albo rzeczywiście wywija spektakularnego fikołka. Jedynym ratunkiem jest po prostu odrobina płaskiej powierzchni na której można wyhamować. Pobyt w Zalesiu jak zwykle fantastycznie wypełnił to zadanie. A co się dla mnie kryje pod hasłem „Zalesie”?
- Cisza, której zawsze jako młoda osoba się bardzo boję. A nuż coś usłyszę i co wtedy? Potem okazuje się, że to co zostało mi powiedziane wcale nie jest ponad moje siły. Dobrze jest czasem tak dogłębnie zanurzyć się w milczeniu.
- Współuczestniczki skupienia, które polubiłam zanim je zobaczyłam. Wchodząc do domu narobiły zamieszania jakby co najmniej 20 osób przyjechało, a tutaj zacna, trzyosobowa reprezentacja z Białegostoku. I to uczucie gdy gdzieś pomiędzy „Cześć!” a „Jak masz na imię?” w głowie zaświtała myśl: Jak ja z nimi... Z NIMI wytrzymam w ciszy? Milczenie udało się zachować, a dzięki temu niedziela i czas kiedy już można było rozmawiać stała się wyjątkowo radosna.
- Siostry i ich modlitwa którą się odczuwało bardzo mocno. Ich cicha obecność mobilizowała do trwania w skupieniu.
- Konferencje i opieka duchowa zapewniona przez jezuitę Łukasza Wysockiego dawała poczucie bezpieczeństwa, że to co się dzieje jest po prostu Boże.
- Jezus i Jego obecność w Słowie, Najświętszym Sakramencie i we wszystkich wyżej wymienionych punktach. Warto z Nim „stracić” trochę wolnego czasu. Ta inwestycja ZAWSZE się zwraca.
Magda